Coś takiego jak płyn do demakijażu za stówę w moim domu raczej się nie pojawia. Właściwie dotychczas pojawiło się zaledwie raz, a fakt ten zawdzięczać mogę jedynie koleżankom blogerkom, które niestrudzone wodzą na pokuszenie. Co i rusz. Niech żyją blogerki! Wypijmy za ich zdrowie mleko kokosowe, podnieśmy swe szklanice, brzdęk, brzdęk!
Chociaż gdyby się nad tym zastanowić na spokojnie: dlaczego miałabym nie zapłacić stówy za Doskonały Płyn do Demakijażu? Przecież oczy są mi miłe, dbam o nie, nie chcę ich podrażniać, trzeć wściekle i tak dalej. Dlaczego krem do twarzy za stówę to absolutnie nic nadzwyczajnego, a dwufaza ma w mej głowie status rolki papieru toaletowego? Nie wiem i postanowiłam zmienić tenże pogląd, zaczynając od legendy. Legendy, która – jak się okazało – była niedostępna w każdej odwiedzonej przeze mnie stacjonarnej drogerii. Niech więc żyje internet. Wypijmy za jego zdrowie mleko kokosowe...
Na początek opakowanie: stosowne do ceny – niewymuszona skromna elegancja w porządnym, matowym plastiku. Uwielbiam taki przemyślany minimalizm. Urocza wydała mi się też nadgorliwość producenta, który najpierw przyspawał do dziury wylotowej ochronny plastik, a następnie zafoliował kartonik. Tak na wszelki wypadek. Uwielbiam te wszelkie wypadki!
Płyn wewnątrz jest przyjemnie błękitny – to taki świeży błękit, który swą barwą potrafi wprawić w optymistyczny nastrój nawet największego ponuraka. Fazy dobrze mieszają się ze sobą i pozostają wymieszane na tyle długo, bym nie musiała stresować się, że nie zdążę nalać na wacik tego, co potrzeba (tak było w przypadku dwufazówki Delii, brr). Płyn jest bezzapachowy. Po wymieszaniu wychodzi bardzo tłusty, co ma tę zaletę, że gładko i zwinnie sunie po powiekach, i tę wadę, że zostawia po sobie tłustą pamiątkę. W porównaniu z Chanel mój ulubieniec z Yves Rocher wylany na wacik wydaje się kosmetycznym chamem – gorzej mu idzie praca, jakoś tak oporniej i z mniejszym przekonaniem (mimo wszystko efekt końcowy jest świetny, więc brak tak idealnego jak w Chanel poślizgu w ogóle mi nie przeszkadza).
Skład krótki, wysoko na liście mamy chabra bławatka, który jest również składnikiem mojego ulubionego dwufazowego płynu Yves Rocher. Znalazło się też miejsce dla parafiny, która w okolicach oczu mi nie przeszkadza, choć w Pur Bleuet z Yves Rocher jej nie znajdziecie, i dla parabenu, który mi wisi, ale wiem, że te konserwanty nie są kochane przez składowych analityków. Także tego. Skład nie powala i nawet tych kilka kropel olejku z róży damasceńskiej nie ratuje sytuacji.
A teraz najważniejsze: działanie. I tu właśnie mam problem, bo jest i tak, i śmak, z przewagą śmaka o poranku, niestety. Płyn Chanel szybko rozpuszcza makijaż, a parafinowy poślizg chroni przed nadmiernym pocieraniem delikatnych okolic wokół oczu. Nie używałam go nigdy do demakijażu całej twarzy, bo do tego służy mi płyn micelarny i/lub żel myjący. Z tuszem, kredką, cieniami Chanel rozprawia się szybko i delikatnie, ale jest jeden problem. Po użyciu tej dwufazy codziennie rano wita mnie widok samej siebie w przebraniu pandy wielkiej. Jest to równie dziwne, co żenujące, bo oznacza, że: a) nie umiem zmywać oczu, b) ostro przepłaciłam za gówno w sreberku, c) obie te rzeczy naraz. A tak serio: nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje, ale sytuacja powtarza się za każdym razem – rano mam pod oczami rozmazane, szare smugi, mimo że wieczorny demakijaż wydaje się perfekcyjny. Jedynym sposobem, żeby tego uniknąć, jest przetarcie oczu na koniec płynem micelarnym. Z tego względu moje rozczarowanie dwufazówką Chanel jest ogromne, bo zapowiadała się świetnie (no, może poza stosunkiem ceny do wydajności – ubywa zdecydowanie za szybko), a efekty są mocno poniżej oczekiwań. W tej sytuacji z podkulonym ogonem wracam do yvesrocherowego Pur Bleuet, który w cenie regularnej kosztuje 24 złote, a zmywa wszystko do zera.
Pojemność: tylko 100 ml
Cena: 120 zł (ja kupiłam za 95 zł + przesyłka)
Ocena: bez uwzględniania ceny: 4+/6 (mimo wszystko delikatnie i szybko można wykonać nim demakijaż, a potencjalną pandę zneutralizuje przetarcie oczu płynem micelarnym). Jeśli weźmiemy pod uwagę kwotę, jaką trzeba wywalić z portfela, Demaquillant Yeux Intense zasłuży co najwyżej na tróję.
O co kaman z mlekiem kokosowym?
OdpowiedzUsuńDwufaz nie lubię, pand podocznych też nie. Ja do zmywania używam patyczków kosmetycznych [ z micelem Garniera, of kors ] tych spiczasto zakończonych z jednej strony i jak już oko przejadę wacikiem, to zawsze na koniec patyczkiem gmeram między rzęsami, żeby mieć pewność, że wszystko zmyte ;)
no o nic nie chodzi, głupio mi się zrymowało ;) ja bym od takiego gmerania patyczkami chyba oszalała – lubię szybkie rozwiązania :)
UsuńAgata pewnie miała na myśli malibu. :D Wypiłabym też se. :D
UsuńDaisy, o tak, malibu pycha! Wasze zdrowie :D
UsuńAaaa, myślałam, że to jakieś odniesienie do jakiegoś trendu, o którm nie wiem i głupio mi było, że ja nie w temacie ;P
UsuńOj nie, ja malibu nie lubię, ale Ty Agato pij! :D
hahaha, eM, nie wiedziałaś, że od dwóch tygodni wszystkie blogerki smarują się mlekiem kokosowym przed zaśnięciem? :>
Usuńcholera, przegrałam życie :(
UsuńTo lipa! I wprawdzie przestalam sie bac parafiny, ale helol za stowe skladnik niskobuzetowy? Buuu!!
OdpowiedzUsuńa widzisz, racja, parafina niskobudżetowa – mogli sobie darować tym bardziej!
UsuńMoże i niskobudżetowy, ale jest różnica w źródłach pochodzenia i stopniu oczyszczenia. Tutaj diabeł tkwi w szczegółach :D
UsuńSzkoda że robi tą pandę, ale jak trafię na jakąś promocję to z ciekawości wypróbuję. :) W tej chwili mam krem do demakijażu z Phenomy i jestem zachwycona. :)
OdpowiedzUsuńnigdy nie próbowałam kremu do demakijażu, nawet nie wiedziałabym chyba, jak tego używać :-O
UsuńPowiem szczerze, że nawet mi nie przyszło do głowy żeby go kupić:D moim ulubionym jest właśnie ten z YR;) zawsze mam zapasik
OdpowiedzUsuńtak trzymaj, portfel na pewno jest Ci wdzięczny :)
Usuńcóż, i szanel nie jest nieomylny :P szkoda, że za taką kwotę...
OdpowiedzUsuńbyłoby dobrze, gdyby nie kilka ważnych drobiazgów :)
UsuńOsz kurde, a przecież chciałam go kupić...
OdpowiedzUsuńmoże umiesz skuteczniej zmywać oczy ode mnie – w tym wypadku polecam :)
UsuńA ja sobie bardzo chwalę tę dwufazę i w moim osobistym rankingu zajmuje pierwsze miejsce :) Używam wyłącznie do demakijażu oczu i świetnie sobie radzi z każdym produktem włączając ekstremalne produkty wodoodporne. I ta delikatność, moje oczy są tego warte :D
OdpowiedzUsuńtak, to prawda, że szybko rozpuszcza wszystko, co jest do rozpuszczenia. gdyby nie cena i efekt uboczny w postaci pandy, też bym się z nią zaprzyjaźniła. cieszę się, że u Ciebie tak dobrze działa, ja szukam dalej delikatnego i skutecznego ideału :)
UsuńŁe, nie dałabym tyle za coś do demakijażu, nawet od Chanel :D ale w prezencie dostać bym mogła :D
OdpowiedzUsuńja w prezencie tobym nawet buble mogła dostawać – coby móc je z radością zjechać na blogu ;)
UsuńRaz w życiu miałam do czynienia z idealną dwufazą ;) Jak kupiłam zestaw z tuszem Helenki ;) ale mój mózg ma nadal obiekcje aby wydać tyle na płyn do demakijażu, który wydajnością nie grzeszy.
OdpowiedzUsuńtej Helenkowej jeszcze nie próbowałam, ale ciekawa jestem, jak by wypadła na tle Chanel. cena pewnie podobna? żeby tak kiedyś ustrzelić miniaturę... :)
Usuńjako wyznawca cebularianizmu nie spróbuję :D
OdpowiedzUsuńhahaha, cebularianizm, doskonałe :D
Usuńjak dla mnie skłąd szokujący w porównaniu z ceną:)
OdpowiedzUsuńdodaj do tego marną wydajność ;)
UsuńNa pohybel Chanel!
OdpowiedzUsuńnie no, dam im jeszcze szansę, takie mają ładne opakowania... ;)
UsuńCienka z Ciebie zawodniczka.
UsuńMialam ta dwufaze i ok byla. tyle ze dla mnie jak kazda dwufaza... zmywala dobrze, nie byla az tak tlusta jak np.dwufaza z rossmanna itd. ale cudów nie bylo! kocham dobre kosetyki ale nie nalezy przesadzac bo wlasnie nie wszystko zloto co sie swieci! ostatnio mam wrazenie, ze w przypadku niektórych firm placi sie tylko za marke bo jakosc produktów jest slaba!!
OdpowiedzUsuńja wole micela do oczu, a jak uzyje tuszu wodoodpornego to uzywam maselka od The Body Shop
ja na razie ostrożnie podchodzę do pielęgnacji z półki selektywnej. bardziej ufam recepturom marek aptecznych. tej dwufazy sama nie zdecydowałabym się wypróbować, ot tak, z porywu serca, ale wiele pozytywnych opinii mnie zachęciło. w sumie gdyby nie to, że zostawia ślady pod oczami, to byłby naprawdę dobry kosmetyk do demakijażu.
Usuńmasło z TBS jest na mojej wishliście. jak go używasz – pod prysznicem?
Nabieram paluszkami i rozprowadzam po twarzy na sucho bo nie trzeba twarzy moczyć czy rąk. Rozcieram o całej buzi i krążnymi ruchami "zmywam" makijaż. Następnie wilgotna muślinowa ściereczka ściągam resztki masełka z rozpuszczonym / zmytym makijażem . Robię to przy umywalce.
Usuńdziękuję za instrukcję :) bardzo chcę spróbować tego masła, mam nadzieję, że u mnie też będzie wszystko tak gładko szło!
Usuńdobrze, że nie kuszę się na takie drogie niespodzianki nie warte ceny :)
OdpowiedzUsuńtym razem dobrze, ale jeszcze Cię będę kusić tym, co dobre hehe
UsuńCzasami mam wrażenie, że ten płyn wyskakuje już nawet z blogowej lodówki jako jedyny słuszny produkt do demakijażu. I za cholerę nie wydałabym na niego stówy ale na dobry krem do twarzy już tak - wychodzę z założenia, że taki płyn to tylko jeden z etapów mojego demakijażu, ma zmyć większość tapety ale i tak zaraz zmyję go razem z resztkami makijażu żelem do mycia twarzy. A krem na twarzy noszę już trochę dłużej niż te kilka sekund, które przemierzam do umywalki ;) Chyba trochę zakręcilam.
OdpowiedzUsuńmasz rację, Lil. Twoja filozofia jest dość zbliżona do mojej. mi najtrudniej pogodzić się z wydawaniem dużych sum na kosmetyki, które bardzo szybko się kończą. jak wywalę nawet 200 zł na jakiś kosmetyk kolorowy w kamieniu, który wiadomo, że starczy na długo, to mi tak nie żal, a wręcz traktuję taką rzecz jak piękne trofeum :) ale płyn do demakijażu, w dodatku mało wydajny... nie nie. już tak nie chcę :)
UsuńNie, nie i jeszcze raz nie. Nie zapłacę tyle za płyn do demakijażu. Zresztą u mnie micel z Biodermy spisuje się doskonale.
OdpowiedzUsuńPrzy takiej cenie można by było spodziewać się trochę lepszego składu, który jest tu bardzo przeciętny ;-)
ja już też tyle nie zapłacę, haha
UsuńDrogi jak na micel, mogę wydać dużo kasy na maskę, czy też krem, ale micel to micel. Zarówno ten z Garniera jak i z Biodermy u mnie sobie radzi.
OdpowiedzUsuńto dwufaza, ale racja, że droga.
UsuńCena mnie nie zachęca do spróbowania ;)
OdpowiedzUsuńmnie też nie zachęcała, to tylko przebrzydłe blogerki... ;)
UsuńNo to muszę przyznać, marka się nie popisała. Na szczęście a) nie używam dwufazy, b) podchodzę co najmniej nieufnie do górnopółkowych produktów pielęgnacyjnych, c) przeczytałam Twój wpis, więc taka wątpliwej przyjemności przygoda z tym cackiem mi nie grozi :D
OdpowiedzUsuńja w zasadzie od czasu, gdy poznałam Biodermę, coraz rzadziej używam dwufazy, bo Bioderma dobrze sobie radzi z większością tego, co ląduje na mojej twarzy :)
UsuńMnie dwufazy nie lubią, zmówiły się i tyyyyle! :D
OdpowiedzUsuńJedyną słuszną była ta z Eucerinu.
nie znam, ale chętnie poznam :)
UsuńTeż mnie blogerki skusiły kiedyś i ... to był niewypał. Generalnie nie przepadam za dwufazami ale ta dodatkowo okropnie podrażniła mi oczy. Wróciłam do HR :)
OdpowiedzUsuń