Pewnie tego o mnie nie wiecie, ale uwielbiam musicale. Nie jest to miłość stara i zardzewiała, bo zaczęła się, o ile dobrze pamiętam, w 2008 roku (hmm, no to może jednak trochę już skrzypi i niedomaga). Poszliśmy z wtedy-jeszcze-nie-mężem-a-nawet-jeszcze-nie-narzeczonym (o rety!) na „Upiora w operze” do Romy i... przepadłam. Jeżeli oglądaliście filmy muzyczne i męczyliście się na nich, a przez to uważacie, że musicale nie są dla Was, polecam dać im jeszcze jedną szansę. Na żywo! Moim zdaniem musicale oglądane na małym ekranie w domowym zaciszu tracą większość pierwotnego uroku. Teatr musi oddychać razem z widzem, zarówno ten tradycyjny, jak i muzyczny.
A to jest pomadka Inglota z kolekcji Mamma Mia!, zadedykowanej najnowszemu spektaklowi Romy, który miał premierę w lutym tego roku. Pomadkę posiadam, a biletu na musical nie. Trochę się pozmieniało (Tomaszu, mamusia pozdrawia Cię serdecznie i śle gorące buziaczki). Nadrobimy, na pewno.
Marka Inglot została partnerem musicalu „Mamma Mia!” pod koniec ubiegłego roku. Co ciekawe, wcale nie w związku z polską premierą spektaklu, tylko z okazji jego nowojorskiej odsłony. Właściwie trudno się dziwić – mimo że Inglot powstał w Polsce, po drodze ekspandował do ponad 50 innych państw. Drobiażdżek, o którym warto pamiętać.
Kolekcja „Mamma Mia! Gimme! Gimme! Glitter Collection by INGLOT” to 35 kosmetyków, wśród których znajdziecie wszystko, czego dusza kosmetykoholiczki zapragnie: pomadki, błyszczyki, lakiery, cienie, pigmenty, żelowe konturówki, a nawet mocno przesadzone, o wiele za długie, niebieskie sztuczne rzęsy. Kolekcja jest radosna i pełna mocnych barw, bo taka też jest scenografia spektaklu: bardzo niebieska i bardzo waląca po gałach.
Ja wybrałam pomadkę, bo chciałam poznać jakość inglotowych smarowideł do ust, a jeszcze nie było mi dane. Numer 926 to teoretycznie zupełnie nie moje klimaty: chłodny, wyrazisty, lekko fuksjowy róż, który potrafi skutecznie odwrócić uwagę interlokutora od rozmazanego lub byle jakiego makijażu oka. A jak pięknie wybiela zęby! Odcień nie jest może aż tak wściekły jak niedostępny już w sklepach wynalazek z Manhattanu, ale klimat podobny. W odróżnieniu od szminki Manhattan, Inglot posiada ledwo widoczny shimmer, który konkretnie odbija promienie coraz mniej nędznego słońca.
Latem, gdy moja skóra jest w końcu ciemniejsza niż odcień Buff z Revlonu i NW13 z MAC-a, pomadka z kolekcji Mamma Mia! wydaje się na moich ustach tak żarówiasta, że ewidentnie balansuję na granicy dobrego smaku. Przed obciachem absolutnym ratuje mnie fakt, że nie jestem jeszcze na tyle sędziwa, by ten młodzieżowy kolor dodatkowo postarzał obrytą zmarszczkami twarz. Wiem jednak, że moje dni z tego typu odcieniami są policzone, dlatego cieszę się chwilą, tańczę dyskretnie w kiblu i spoglądam w lustro pełna nadziei, że obiektywnie wygląda to nie najgorzej. Na swatchach poniżej widzicie mnie w niezbyt opalonej wersji – teraz pomadka jeszcze bardziej rzuca się w oczy.
Latem, gdy moja skóra jest w końcu ciemniejsza niż odcień Buff z Revlonu i NW13 z MAC-a, pomadka z kolekcji Mamma Mia! wydaje się na moich ustach tak żarówiasta, że ewidentnie balansuję na granicy dobrego smaku. Przed obciachem absolutnym ratuje mnie fakt, że nie jestem jeszcze na tyle sędziwa, by ten młodzieżowy kolor dodatkowo postarzał obrytą zmarszczkami twarz. Wiem jednak, że moje dni z tego typu odcieniami są policzone, dlatego cieszę się chwilą, tańczę dyskretnie w kiblu i spoglądam w lustro pełna nadziei, że obiektywnie wygląda to nie najgorzej. Na swatchach poniżej widzicie mnie w niezbyt opalonej wersji – teraz pomadka jeszcze bardziej rzuca się w oczy.
Jeśli chodzi o sprawy techniczne, trzeba Wam wiedzieć, że Inglot ubrał swoją różową mammę mię w bardzo porządne, odpowiednio ciężkie, a więc pseudoluksusowe opakowanie. Pomadka, mimo że dość twarda, gładko się rozprowadza, nie wysusza ust, choć trzeba uważać na suche skórki – taki kolor podkreśli je wszystkie, włącznie z tymi, o których istnieniu nie miałyście pojęcia. Warto też starannie domalować wewnętrzną część warg, bo gdyby ktoś chciał Wam zrobić zdjęcie z zoomem, a potem wykadrować i wrzucić na fejsa, będą widoczne wszelkie niedoróbki, a przecież reputacja Wam jeszcze miła.
Nie liczyłam dokładnego czasu pobytu pomadki na ustach, ale nie należy do tych szybko zjadalnych, bo potrafi przetrwać zarówno wypicie kubka gorącej herbaty, jak i zjedzenie mało wymagającej przekąski (oraz moje nieprzerwane gadanie). Niestety, nie znika z warg w sposób całkowicie płynny, ale jakże by to zrobić miała, skoro jest w tak bardzo nienaturalnym kolorze? Ja tam nie mam do niej o to pretensji, Wam radzę to samo.
No i cóż, na lato jak znalazł, bo zwraca uwagę, bo imprezowa, bo latem wolno więcej. Po pierwszym spotkaniu ze szminką marki Inglot rozczarowania nie zanotowano, choć oczywiście mogłoby być lepiej.
Nie liczyłam dokładnego czasu pobytu pomadki na ustach, ale nie należy do tych szybko zjadalnych, bo potrafi przetrwać zarówno wypicie kubka gorącej herbaty, jak i zjedzenie mało wymagającej przekąski (oraz moje nieprzerwane gadanie). Niestety, nie znika z warg w sposób całkowicie płynny, ale jakże by to zrobić miała, skoro jest w tak bardzo nienaturalnym kolorze? Ja tam nie mam do niej o to pretensji, Wam radzę to samo.
No i cóż, na lato jak znalazł, bo zwraca uwagę, bo imprezowa, bo latem wolno więcej. Po pierwszym spotkaniu ze szminką marki Inglot rozczarowania nie zanotowano, choć oczywiście mogłoby być lepiej.
Ile: 4,5 g
Za ile: 28 zł
Dostępność: wybrane sklepy stacjonarne Inglot, sklep internetowy
Ładna taka delikatna przy aktualnym kolorycie cery :)
OdpowiedzUsuńnie mój odcień, ale ciekawy :)
OdpowiedzUsuń"Upior w operze" taki piekny! Bylam no licealnym wyjsciu ukulturniajacym. Wychowawczyni-polonistka edukowala nas na każdy możliwy sposób, od teatrów zaczynajac, na wizytach w salonach piękności kończąc. Serio.
OdpowiedzUsuńPiękny ten kolor! I pięknie Tobie w nim. Czuje, ze by mi pasował. W sierpniu robie nalot na inglota.
Porąbało mi sie. Na "upiorze" byłam z mamusia, a wychowawczyni zaciągnęła nas na "taniec wampirów". Tez super super super.
UsuńJezuuuu, z rodzicielka byłam na "kotach". Sama juz nie pamietam z kim widziałam "upiora". Widocznie nie miało to znaczenia, bo "upiór" tak mnie zachwycił.
Usuńhehehe, widzę, że bardzo przeżywasz swoje musicalowe przygody :D bardzo się cieszę, jejku, jak Ci zazdroszczę tego „Tańca wampirów”... on już do PL nie wróci, a obsada była tak cudowna, że do dziś rozpadam się na kawałki na myśl, że mnie to ominęło :(.
UsuńUważam, że odcień jest ładny i noś go śmiało! Myślę, że z delikatnym makijażem oka będzie ożywiała buźkę :-)
OdpowiedzUsuńNiektóre pomadki z Inglota wysuszają usta, nie wszystkie, to zależy od koloru. W każdym bądź razie miałam kilka kolorów i zużyłam do zera ;) Trwałe są i jest w czym wybierać! :)
o, zachęciłaś mnie do dalszych eksperymentów z pomadkami Inglota!
UsuńTotalnie nie mój kolor...;) acz nie wiedziałam, ze Inglot ma taką kolekcję!
OdpowiedzUsuńnie wiem jakbym wygladala w takim kolorze, z inglota planuje bial palete;)
OdpowiedzUsuńnie miałam jeszcze pomadek inglota, ale jestem ich ciekawa, więc kiedyś coś tam kupię. powiedzmy jak zużyję kilka sztuk z mojej 60+ naustnej kolekcji...
OdpowiedzUsuńkolor nie mój. ja się sobie nie podobam w aż tak chłodnych fuksjach
ja sama nie wiem, czy dobrze w takich odcieniach wyglądam, ale miło czasem wrzucić coś z zupełnie innej bajki :)
UsuńCałkiem niezły kolor, w lato można zaszaleć ;p Pomadek Inglota jeszcze nie miałam.
OdpowiedzUsuńOj, nie mój kolorek :) Miałam coś podobnego z Kiko, ale oddałam siostrze, bo kompletnie się nie czułam w takim odcieniu :)
OdpowiedzUsuńNaprawdę lubię pomadki Inglot :) Te matowe to są tak trwałe, że szok :)
OdpowiedzUsuńciekawe, jak się mają do niezniszczalnych Golden Rose :)
UsuńLubię Inglot i mam chęć wypróbowania kosmetyków do ust, aczkolwiek nie w tym kolorze - nie wyglądam dobrze w takich niestety.
OdpowiedzUsuń