Moja kolekcja MAC-owych pomadek zawiera tylko jedną sztukę z serii Mineralize Rich. Pure Pout zobaczyłam kiedyś u Obsession i z miejsca się zakochałam. Na ustach Kasi wyglądała lekko i szlachetnie – wiedziałam, że muszę ją mieć.
Mineralize Rich wyróżnia się na tle pozostałych serii szminek MAC-a. Każda pomadka Mineralize Rich ma nietypowe, większe opakowanie, które szczelnie zamyka się na magnes (ach, ten przyjemny klik!), nieco większą niż standardowe łuski gramaturę, a do tego w składzie 77 minerałów, co – według producenta – gwarantuje nawilżająco-odżywcze właściwości. Kiedy kupowałam Pure Pout, kompletnie mnie to nie obchodziło. Liczył się tylko przyjemny, jasny odcień, który w założeniu miał idealnie pasować do mocniej podkreślonego oka.
Tak, wiem, miałam Wam pokazać całą moją MAC-ową kolekcję, ale przygotowanie tego wpisu przypomina szykowanie się do wyprawy pod namiot z trzydziestoosobową grupą nadaktywnych przedszkolaków. Czyli: jeszcze chwilę to potrwa. Skupmy się więc na tym jednym kurduplu. Przynajmniej na razie.
Według producenta Pure Pout to brudny, chłodny beż. Ja powiedziałabym, że to beż z domieszką jasnego różu. Na zdjęciach z lampą widać połyskujące drobinki, ale na skórze mieszają się gładko z pigmentem i pełnią funkcję subtelnego rozświetlacza. Sama pomadka ma bardzo przyjemną, kremową konsystencję, po wielu miesiącach od pierwszego otwarcia ani trochę nie wyschła i do dziś gładko sunie po ustach, od czego niezmiennie cieszy mi się micha.
Może trochę Was zaskoczę, ale po pierwszym spotkaniu na żywo z Pure Pout byłam rozczarowana. Na moich ustach pomadka prezentowała się zupełnie inaczej, niż to sobie wyobraziłam – nie była tak jasna i subtelna, jak u Obsession. Nie ta karnacja, nie to wszystko. Ach, smuteczek. Nie mogłam oczywiście tak łatwo się poddać, szminka trafiła więc do torebki i po prostu sama się używała. I było nam razem coraz piękniej! Wcześniej moim ulubionym MAC-owym nudziakiem była Modesty, ale zaginęła w tajemniczych okolicznościach i – nie wiedzieć kiedy – Pure Pout godnie zajęła jej miejsce.
Bardzo trudno było mi oddać na zdjęciach piękno i subtelność tego koloru. Chętnie zrobiłabym porównanie z Modesty, no ale. Pamiętam, że Modesty nie była taka lekka i urocza – to po prostu porządny, klasyczny nude. Pure Pout jest bardzo wdzięcznym odcieniem, a subtelny shimmer tylko dodaje jej uroku. Idealnie wygląda w towarzystwie lekkiej opalenizny i/lub ciemniejszej karnacji od mojej. Warto się jednak zastanowić (najlepiej na żywo), czy jest warta grzechu, bo wymaga wyłożenia z portfela ponad stówy, a to już jest trochę zobowiązujące.
To nie mat, nie retro mat i nie pro longwear, dlatego trwałość na ustach nie należy do powalających. Przy piciu i gadaniu znika w ciągu trzech godzin, ale za to robi to w sposób kulturalny (przy takich łatwych, nude'owych odcieniach to oczywiście żadne wielkie halo). Podobnie jak znakomita większość MAC-owych pomadek Pure Pout pachnie/smakuje waniliną. Nie zauważyłam jej odżywczych mocy, ale na pewno nie wysusza ust. Nosi się przyjemnie, nie podkreśla suchych skórek, nie wymyśla nowych.
Ja ją uwielbiam, choć nie nazwałabym jej ideałem. Chętnie zostawię miejsce na coś jeszcze piękniejszego!
Może trochę Was zaskoczę, ale po pierwszym spotkaniu na żywo z Pure Pout byłam rozczarowana. Na moich ustach pomadka prezentowała się zupełnie inaczej, niż to sobie wyobraziłam – nie była tak jasna i subtelna, jak u Obsession. Nie ta karnacja, nie to wszystko. Ach, smuteczek. Nie mogłam oczywiście tak łatwo się poddać, szminka trafiła więc do torebki i po prostu sama się używała. I było nam razem coraz piękniej! Wcześniej moim ulubionym MAC-owym nudziakiem była Modesty, ale zaginęła w tajemniczych okolicznościach i – nie wiedzieć kiedy – Pure Pout godnie zajęła jej miejsce.
Bardzo trudno było mi oddać na zdjęciach piękno i subtelność tego koloru. Chętnie zrobiłabym porównanie z Modesty, no ale. Pamiętam, że Modesty nie była taka lekka i urocza – to po prostu porządny, klasyczny nude. Pure Pout jest bardzo wdzięcznym odcieniem, a subtelny shimmer tylko dodaje jej uroku. Idealnie wygląda w towarzystwie lekkiej opalenizny i/lub ciemniejszej karnacji od mojej. Warto się jednak zastanowić (najlepiej na żywo), czy jest warta grzechu, bo wymaga wyłożenia z portfela ponad stówy, a to już jest trochę zobowiązujące.
To nie mat, nie retro mat i nie pro longwear, dlatego trwałość na ustach nie należy do powalających. Przy piciu i gadaniu znika w ciągu trzech godzin, ale za to robi to w sposób kulturalny (przy takich łatwych, nude'owych odcieniach to oczywiście żadne wielkie halo). Podobnie jak znakomita większość MAC-owych pomadek Pure Pout pachnie/smakuje waniliną. Nie zauważyłam jej odżywczych mocy, ale na pewno nie wysusza ust. Nosi się przyjemnie, nie podkreśla suchych skórek, nie wymyśla nowych.
Ja ją uwielbiam, choć nie nazwałabym jej ideałem. Chętnie zostawię miejsce na coś jeszcze piękniejszego!
Ile: 3,6 g
Cena: 106 zł
Dostępność: salony MAC, sklep internetowy MAC, Douglas.pl
ja niestety nie wyglądam dobrze w takich odcieniach :)
OdpowiedzUsuńniemożliwe, Twoje usta przecież we wszystkim dobrze wyglądają!
Usuńpodobają mi się takie kolorki szminek, ale ja się w takich źle czuje :) wyglądam jeszcze bardziej blado :P
OdpowiedzUsuńChyba nie mój odcień z ten serii nie mam pomadki , burberry zamyka sie na magnesik, cudo!
OdpowiedzUsuńUwielbiam odcienie Nude, ten który prezentujesz jest troszkę zbyt różowy i też nie wyglądałabym w nim dobrze. Moimi ulubieńcami w tej kategorii są Myth i Fleshpot :)
OdpowiedzUsuń:*
OdpowiedzUsuńuwielbiam ją, jest kremowa i kryjąca, mogę szybko ją nałożyć i wybiec z domu i mam pewność że będzie wyglądać dobrze i naturalnie :)
fajnie, ze dałaś jej szansę
No i jestem zadowolona :) Szczególnie że zgubiłam Modesty :(
UsuńBardzo ładny kolor! Dawno nie byłam na stoisku MACa :>
OdpowiedzUsuńdo nadrobienia!
UsuńMam ochotę ją u Ciebie przetestować tylko po to, by znów przez tę chwilę wyglądać jak dogorywająca topielica.
OdpowiedzUsuńDo wpisu o MAC mogę użyczyć Ci moje szmineczki też jakby co!
dla mojej ulubionej topielicy mam mnóstwo innych, bardziej topielcowatych odcieni!
UsuńTo lubię.
UsuńBardzo ładny kolor.
OdpowiedzUsuńJest piękna ;D Okiełznaj tłum przedszkolakó ;D najlepiej wybierzcie sie pod namiot cyrkowy i dawaj swoją kolekcje ;D
OdpowiedzUsuńPiekny odcien <3 Co do samych pomadek MAC, to powiem tak: plus na ogromny wybor kolorystyczny, natomiast minus za to, ze wiekszosc wykonczen kiepsko utrzymuje sie na ustach... A jesli juz dlugo sie utrzymuja (np. jak Retro Mat) to masakrycznie mi przesuszaja usta :/
OdpowiedzUsuńU mnie kiepsko (a raczej standardowo) trzymają się wszystkie kremowe, nawilżające formuły. To zrozumiałe, ale oczywiście smutne. Retro Matt jest rzeczywiście mocno wysuszający, ale polecam wykończenie Satin – bliskie matu, a usta nie cierpią.
Usuńkupiłam ją dokładnie po tym samym wpisie Kasi hahaha:):) i też sie rozczarowałam na początku- zupełnie inaczej na mnie wyglądała...ale teraz często po nią sięgam- jak foch minął okazała się całkiem całkiem:)
OdpowiedzUsuńhaha, no widzisz, taka to jest dziwaczna pomadka – do zakochania od drugiego wejrzenia :)
Usuńkolor zupełnie nie mój ale mam dwie pomadki z tej serii :)w rozowych odcieniach :)
OdpowiedzUsuńLubię takie delikatne usta. Pasują na każdą okazję i do każdego stroju :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładny kolor, delikatny, ale widoczny - super!
OdpowiedzUsuńKlasyczny nudziaczek. Takich nigdy za wiele, choć mi chyba w nich nieszczególnie. Musi być tam ciut więcej różu :)
OdpowiedzUsuń