Nieczęsto robię zagraniczne zakupy, bo i potrzeby tego typu u mnie niewielkie, i dużo zachodu (a nawet wschodu – jak w tym przypadku). Czasem jednak człowiek coś przeczyta na innym blogu i... po prostu musi. Bo inaczej coś w nim pęknie. Lub coś mu pęknie.
W moich zakupach poszło o to, że zoila nagadała u siebie o pudrze, który pochodzi z Korei i jest najlepszy na świecie, bo utrzymuje mat jak żaden inny. No i już. Chciałam mieć najlepszy puder na świecie, który utrzymuje mat jak żaden inny, więc go sobie znalazłam w sklepie W2Beauty.
Sklep W2Beauty.com = jedno dziewczę o imieniu Alice, które sprawnie używa angielskiego, a zakupy przed wysyłką w świat daleki i szeroki robi tuż po złożeniu przez nas zamówienia. Czasem wychodzą z tego pewne problemy, które Alice samodzielnie (czyli bez konsultacji) rozwiązuje i może się to podobać, choć zdecydowanie nie musi.
Tak właśnie stało się w przypadku mojego zamówienia. Kupiłam w sklepie W2Beauty.com dwa pudry sypkie Innisfree i dwa prasowane, do tego dorzuciłam jeszcze po durności serum peptydowe marki Mizon, zapłaciłam poprzez PayPal (bardzo wygodna opcja, brawo dla Alice) i spokojnie czekałam na przesyłkę. Kilka dni później otrzymałam maila, w którym były podwójne przeprosiny: za zwłokę w wysyłce (święto narodowe, zamknięta poczta, obsuwa dosłownie jednodniowa) i za to, że w paczce nie będzie jednego pudru, bo... biegała po sklepach, biegała i drugiego opakowania nigdzie nie mogła znaleźć.
W normalnym świecie sprzedawca zapytałby przed wysłaniem, co ma zrobić, lub ewentualnie wysłał zamówienie i zwrócił pieniądze za to, czego nie udało mu się dla klienta zdobyć. Ale w Korei Południowej to działa inaczej – naczytałam się sporo na ten temat :). Czasem zdarzają się sprzedawcy, którzy wysyłają takie wybrakowane paczki do klientów i w ogóle ich nie informują o brakach, o zwrocie kasy też mowy nie ma (lub jest mowa, że zwrócili, a że nie doszła...). Po prostu wysyłają, co się udało, i już. Gotowe. Czasem paczki w ogóle nie dochodzą.
Alice rozwiązała to inaczej. Wysłała mi kod, który jest voucherem na kwotę, jaką zapłaciłam za nieotrzymany puder. Mogę go zrealizować w jej sklepie w dowolnym czasie; nie ma daty ważności. Założę się, że w świecie Alice to przykład najbardziej uczciwej praktyki handlowej, jaką można sobie wyobrazić. Hej, Alice, czyżbyś nie wiedziała, jak się zwraca kasę w PayPalu? A może chodzi o coś innego?
Oprócz kodu dostałam kilka ciekawych próbek, dwie pełnowymiarowe maseczki do twarzy i słoiczek z miniaturą masła do demakijażu. Bardzo miło rozpakowywało mi się to zamówienie i właściwie w ogóle nie byłam zła na Alice, bo przecież taka ona sympatyczna, wesoła i przyjacielska. Poza tym: w mailu zapytała mnie, czy „I'm okay with that”, więc teoretycznie mogłam jej kazać spadać na drzewo, oddawać kasę na konto i wsadzić sobie ten voucher w... no, wiadomo. Postanowiłam, że zanim orzeknę, czy I'm okay, poczekam na przesyłkę, a potem ewentualnie wyruszę na wojnę, ale tak się złożyło, że paczka doszła szybko, w idealnym stanie, była wypełniona dobrociami, miłością sprzedawcy i tak dalej, więc ostatecznie odpuściłam negocjacje, bo już wiedziałam, że i tak tam wrócę. Poza tym przecież Alice jest taka miła... Aż zrobiło mi się jej szkoda, że nie dała rady znaleźć mojego drugiego pudru i, biedna, wyszła do mnie z tą przemiłą propozycją vouchera... Ups, czyżbym zapomniała, że w owym voucherze jest MOJA kasa, którą ona powinna mi ODDAĆ, bo nie wypełniła warunków umowy kupna-sprzedaży? No, trochę jakby zapomniałam, bo Alice jest taka sympatyczna, wesoła i przyjacielska.
Paczka dotarła dobrze zabezpieczona, opisana jako gift, co zawsze trochę usypia czujność celników w razie potrzeby/większych zamówień. Ze strony sklepu dowiedziałam się później, że istnieje cały system dokładania próbek w zależności od wydanej kwoty, więc moje dodatki poniekąd należały mi się jak psu miska wody. Cóż, miło i tak.
Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że sklep W2Beauty.com wysyła paczki zagraniczne za darmo* lub za 2,5$, jeśli wybierzecie opcję paczki rejestrowanej, której losy możecie obserwować na stronach trackingowych. No chyba że Koreańczycy mają w zwyczaju oferować wysyłkę za free, a potem nie dosyłać części zamówienia i w ten dziwny sposób zwracać sobie koszty transportu... W każdym razie opcja wysyłki z trackingiem działa rewelacyjnie, a zamówienie wpada w nasze ręce za pośrednictwem Poczty Polskiej.
Istnieje jeszcze opcja wysyłki za pośrednictwem kuriera EMS. Kosztuje 25$ i paczki można się wtedy spodziewać w tempie ekspresowym – podobno dochodzi zwykle w ciągu dwóch dni roboczych.
Ciekawie robi się interesy z Koreańczykami. Alice jest najmilszym sprzedawcą w kosmosie i ostatecznie jestem zadowolona z transakcji. Mam nadzieję, że gdybym wymieniła z właścicielką sklepu jeszcze kilka maili, dogadałybyśmy się w kwestii zwrotu pieniędzy na konto. Postanowiłam jednak wykonać eksperyment i wykorzystać jej voucher w przyszłości, a tym samym sprawdzić moją teorię na temat ukrytych kosztów wysyłki. Mam nadzieję, że wspomniana teoria upadnie z hukiem i mnóstwem pyłu, bo Alice przecież taka miła i przyjacielska... Na pewno dam Wam znać, co z tego wyszło. Fajnie, że w W2Beauty można łatwo porozumieć się ze sprzedawcą po angielsku, fajne są też próbki, no ale przy zakupach trzeba brać pod uwagę, że coś się może udać inaczej, niż zaplanowaliśmy – jak to
A czy pudry Innisfree są najlepsze na świecie i utrzymują mat jak żadne inne? O tym opowiem, jak tylko lepiej się z nimi zapoznam. Na razie moja przetłuściutka strefa T zdradzi Wam, że jest... obiecująco.
*No, z tym „za darmo” to nie do końca tak, bo nawet w dziale terms of use wyraźnie stoi, że o koszty przesyłki nie trzeba się martwić, bo są upchnięte w cenach produktów. Ale ceny nie wyglądają na przesadzone, więc klient naprawdę ma poczucie, że Alice z dobrego serca wysyła zagraniczne paczki na swój koszt. Bo lubi.
Następnym razem zamawiam z Tobą. Daj cynk. Nie ma to jak przyjacielska Alice.
OdpowiedzUsuńOkej, dam znać. Voucher nie może się zmarnować :D
UsuńAż zachciało mi się coś u niej kupić ;)
OdpowiedzUsuńNa pewno jest w czym wybierać, tylko może popracuj nad asertywnością – mi tego najwyraźniej zabrakło ;)
Usuńojoj smakołyki :)
OdpowiedzUsuńKurczę, czekam na Twoją opinię o pudrze!
OdpowiedzUsuńJeszcze trochę, teraz w górach jest niespecjalnie przydatny ;)
Usuńaż mi się zachciało wydać kilka groszy w tym sklepie :)
OdpowiedzUsuńWiesz już, co Cię może spotkać, więc na pewno sobie poradzisz. Miłych zakupów :D
UsuńO Alice krążą już legendy, ale nie zmienia to faktu, że jest to nadal jeden z niewielu zaufanych sklepów z tego typu asortymentem. Idę poczytać, co tam Zoila wysmarowała o pudrze :D i będę wypatrywać Twojej opinii.
OdpowiedzUsuńSama niebawem będę szykować się do samodzielnych zakupów u Alice, ponieważ tylko tam jest moje cudowne serum, które koi rosacea <3
No widzisz, jakoś mnie ominęły te legendy i poszłam do niej w ciemno :D. A które to serum takie cudowne???
UsuńZ firmy Hyanul, pokazywałam go w jednym z wpisów dotyczących pielęgnacji. Dla mnie BOMBA <3
UsuńZnakomity post:). Świetnie się czytało...ale mimo ze taka przyjacielska ta Alice, chyba jednak się nie skuszę ;)
OdpowiedzUsuńHaha, no tak, można się trochę zrazić mimo wszystko :). Dzięki za dobre słowo :)
UsuńNie znam tych kosmetyków
OdpowiedzUsuńbardzo jestem ciekawa Twojej opinii o Clean it Zero, który wypatrzyłam na zdjęciu
OdpowiedzUsuńBędę go niedługo sprawdzać, bo masło TBS mi się właśnie skończyło.
Usuńhahahahaha przyjacielska Alice :D Oglądałaś Resident Evil? Tam główna bohaterka też byla Alice i jak nikt bardzo po przyjacielsku wycinała zoombiaki :D
OdpowiedzUsuń<3
Usuń:)))) Nie widziałam tego. Może to ta sama Alice?
UsuńFajne zakupy. Ja robiłam kiedyś zbiorówkę na Gmarket i też było sporo zamieszania, bo okazało się w ostatniej chwili, że czegoś brakuje bo skończyło się w sklepie i nikt nikogo nie powiadomił.
OdpowiedzUsuńhistoria zakończyła się szczęśliwie?
UsuńNa ten puder ostrzę sobie zęby, bo też się naczytałam samych ochów i achów :). Z kolei Banila Clean it zero to wielki hicior na koreańskich blogach, też bym go chętnie przygarnęła, ale ta parafina mnie trochę zniechęca. A w ogóle to zauważyłam, że Koreanki jakoś nie boją sie parafiny, tak jak my i wiele kultowych produktów opartych jest na parafinie. Daj znać o pudrze!
OdpowiedzUsuńNo u mnie niestety się sprawdziło, że jak w kremie do twarzy jest za dużo parafiny, to podskórne gule powstają. Niewielkie ilości nie szkodzą, może w koreańskich kosmetykach nie ma aż tak dużo parafiny?
UsuńOj, ubawiłaś mnie tą swoją historią :D Wybacz, ale nie skuszę się na super-hiper-najlepsze na świecie pudry matujące, bo dziś zrobiłam pierwszą próbę podobnego pudru z Ecocery i... zeżarł mi cały makijaż :D Żebyś zobaczyła moją minę po powrocie z pracy, gdy spojrzałam w lustro i ujrzałam te kilka smętnych plamek podkładu, bronzera + czerwony nochal alkoholika...
OdpowiedzUsuńWiesz co, od kiedy napisałaś ten komentarz, zaczęłam się przyglądać temu Innisfree pod tym kątem i zaczynam się zastanawiać, czy znikający róż/bronzer to sprawa upału i tłustej cery, czy właśnie pudru. Trzeba potestować przy niższej temperaturze, ale dzięki za trop!
UsuńJestem ciekawa wyniku testu ;)
Usuńoby się okazało, ze to najlepiej matujący puder na świecie :)
OdpowiedzUsuńTak, byłoby to miłe :D
UsuńPiękny tekst dziewczyno!
OdpowiedzUsuńChyba chcę poznać Alice.
A tak naprawdę to pudru nie chcę, ale chcę esencje!
I to już, teraz!!!!
Dzięki!
UsuńWpadnij do Seulu i zrób z nią kolejny odcinek Geeksów :D
aż chce się testować:)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie spotkałam się z nimi.
OdpowiedzUsuńW zasadzie to przyjaźń międzynarodowa nie ma przecież ceny ;) także wygrałaś - You okey with that?
OdpowiedzUsuńKurde, sama nie wiem, czy wygrałam i czy jestem okejem :-O
UsuńMnie Korea nie kusi uff póki co wykańczam Mac
OdpowiedzUsuńJa w czerwcu złożyłam trochę zamówień od Koreańczyków na ebayu. Jedna przesyłka przyszła bardzo szybko, ale zamiast balsamów do ust była w niej jakaś podwójna kredka do konturowania Etude House haha:D Napisałam do sprzedawcy, musiałam wysłać foty etykiety z paczki no i uznał żebym sobie zostawiła ten produkt w ramach rekompensaty, a on mi dośle to co zamawiałam bo musiała nastąpić pomyłka;) potem jednak stwierdził, że jakieś tam ebayowe procedury i odda kasę na paypal;) Oddał i zamówiłam raz jeszcze, nawet zaoszczędziłam bo potem miał taniej:P Napisał, że teraz będzie ok i dorzuci próbki:P no zobaczymy czy dojdzie to co kupiłam;)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jaki jest/będzie koniec tej przygody :D
UsuńZakupy u Alice wydają się być prawdziwą przygodą :) Daj znać, czy puder był jej warty :)
OdpowiedzUsuńNa pewno dam!
UsuńPamiętaj, co złego to nie ja! Mnie ten puder poleciła Cammie, jak coś to do niej (podpowiem: można dopaść na Instagramie) :). Świetnie się czytało o Twoich przygodach z zakupami na Ebay. Gdy chcę coś zamówić na tym portalu, to proszę brata - sama nie mam PayPala. Brat to wentyl bezpieczeństwa, bo chyba nieźle popłynęłabym na interesach z przemiłymi Koreańczykami :).
OdpowiedzUsuńNo i co, jak się nie sprawdzi, to mam lecieć na insta i zrobić jej kocówę? ;) ej, ja nie pisałam przecież o eBayu :D
Usuń2 razy kupowałam u Alice i wszystko było ok:)
OdpowiedzUsuńOooo, dobrze wiedzieć, dzięki za info!
UsuńJa do Korei podchodzę na razie trochę nieufnie, zaczynam od masek do twarzy :D
OdpowiedzUsuń