Zrobić zakupy kosmetyczne w Nowym Jorku, będąc posiadaczką kontenera kolorówki, wcale nie jest łatwo. Można powiedzieć, że spośród wielu problemów pierwszego świata ten jest jednym z trudniejszych do rozwikłania. Co kupić, gdy nie ma już czego kupować? I jak nie kupować WSZYSTKIEGO, skoro Nowy Jork jest na drugim końcu świata, a ja mieszkam na pierwszym?
Przy moich zakupach musiałam mimo wszystko przyjąć pewne założenia. Pierwsze i najważniejsze brzmiało: zachowaj spokój. Wiecie, w Nowym Jorku wszystko jest większe i bardziej okazałe. Sephora ma kilkakrotnie większy metraż, bo musi zmieścić dużo więcej marek od tej polskiej. W Ulta Beauty można stracić głowę i obie stopy, bo mieszkają tam szafy firm, o których słowiańskie blogerki śnią po nocach (i po blogach śnią też), a szafy marek, które mamy u nas, potrafią zamienić się tam w całe alejki! Z blogów i YouTube'a znałam dziesiątki polecanych, uwielbianych produktów, które koniecznie powinnam przywieźć z NY, tylko że... to po prostu niemożliwe. I właściwie dosyć głupie. Stałam więc pewnego dnia przed szafą Anastasii Beverly Hills i podziwiałam pięknie wyeksponowaną paletę Modern Renaissance. Była idealna i wdzięczyła się do mojego koszyka, ale... kosztowała 42$, a w Polsce niedawno kupiłam czerwone cienie Hani Knopińskiej i wiem, że więcej tego typu odcieni zwyczajnie nie będzie mi potrzeba. Wiele podobnych rozkminek czeka w USA na wielbicielki kosmetyków. Warto przywieźć z podróży coś fajnego, ale warto też zastanowić się, co będzie potem faktycznie używane. Poza tym to nie jest moje ostatnie słowo. Przecież do ciebie wrócę, czarujący Nowy Jorku! Nie ma innej opcji.
Te kosmetyki kupiłam w największym domu handlowym świata: Macy's. Przyznam, że pobyt tam był dla mnie dość męczący. Macy's to dom towarowy, a nie centrum handlowe, co oznacza, że na jednej, otwartej przestrzeni jest wiele marek – można dostać oczopląsu od tego nadmiaru! To miejsce robi wrażenie, ale żeby dobrze się tam poczuć na zakupach, trzeba... kochać zakupy. Dla mnie kupowanie ubrań (80% asortymentu Macy's) to smutna konieczność, więc już samo oglądanie wieszaków mnie zmęczyło ;). Stoiska kosmetyczne w większości mieściły się na parterze, dlatego bez problemu je odnalazłam – podobnie jak masa turystów i nieturystów, którzy tam zaglądają. Efekt? Szafy były mocno przetrzepane. Akurat trafiłam na promocję -10% na wszystko, co w praktyce oznaczało nieopodatkowane zakupy (w Stanach do każdej ceny widocznej na metce należy doliczyć podatek stanowy i miejski – w przypadku Nowego Jorku to niecałe 8,5%). Jak myślicie, ile kobiet zapragnęło skorzystać z tej wyjątkowej okazji? Akurat w Macy's turyści po okazaniu paszportu zawsze otrzymują 10-procentowy kupon rabatowy, ale nie wszyscy o tym wiedzą i nie dotyczy to mieszkańców Stanów. W Macy's skupiłam się tylko na trzech markach: Tarte, Buxom i Anastasia Beverly Hills. Gosia (Esy, floresy, fantasmagorie) poprosiła mnie, żebym kupiła jej jakiś Tarte'owy tusz. Wzięłam bestseller marki: Lights, Camera, Lashes 4-in-1 Mascara (oczywiście w dwóch egzemplarzach, niech i moje rzęsy dowiedzą się, co Tarte potrafi :D) oraz miniaturę Tarte Tarteist Lash Paint Mascara. Łupy z szafy ABH raczej klasyczne. Zobaczycie je na pamiątkowej fotografii z kosmetykami do brwi. Zwracam Waszą uwagę na absolutnie doskonałą jakościowo markę Buxom. Poznałam ją w zeszłym roku dzięki koleżance, która przywiozła mi z Kanady dwa cienie. Ich jakość jest fenomenalna. Planowałam dobrać w Nowym Jorku kilka innych, ale niestety, tu właśnie dała znać o sobie promocja -10%. Szafa Buxom była prawie pusta. Wzięłam więc wodoodporną kredkę do oczu Hold The Line Waterproof Eyeliner w odcieniu Here's My Number, bo miękkość i pigmentacja testera mnie zachwyciły. Z kartonika nieoczekiwanie wypadła temperówka, za co dodatkowy plus.
Szafę Kat von D odnalazłam w potężnych rozmiarów Sephorze przy Times Square. Mijałam wcześniej kilka innych Sephor, ale od początku było jasne, że zakupy muszą dopasować się do naszego planu, a nie odwrotnie. Inaczej zapanowałby podróżniczy chaos, a mój kochany mąż zwyczajnie by oszalał. W Sephorze przy Times Square, podobnie jak w Macy's, wszystko było mocno przebrane, a to, co działo się w szafach, nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia. Polskie Sephory wydają się być chirurgicznie czyste, a testery dziewicze w porównaniu z tym, co tam zobaczyłam. Zarówno w szafie Kat von D, jak i odwiedzonego chwilę później Hourglass, brakowało nawet testerów, mimo że odcienie były dostępne. Autorkami tego bałaganu są oczywiście głupie klientki. Jak widać, na całym świecie trafiają się podobne do tych, które widujemy w polskich Rossmannach w trakcie promocji -49%. Sephora nie ma więc w Nowym Jorku wiele wspólnego z luksusem.
Nigdy nie byłam zafascynowana kolorówką Kat von D, ale nie wyobrażałam sobie przy okazji wizyty w Stanach nie spróbować jej słynnej matowej pomadki w płynie Everlasting Liquid Lipstick. Wybrałam odcień Double Dare, bo chciałam kupić coś, co będzie miało szansę pojawić się na moich ustach więcej niż raz.
Puder transparentny Lock-It w formacie podróżnym dobrałam, już stojąc w kolejce. Kolejka do kasy w nowojorskiej Sephorze to akurat coś wartego opowiedzenia. Aby dostać się do jednej z kas, musimy przejść przez typowy dla Nowego Jorku wężowy labirynt, a żeby w kolejce milej spędzić czas, wzdłuż naszej trasy porozstawiane są półki z kosmetykami wielu marek dostępnych w Sephorze, tyle że w wersjach podróżnych lub w formie start packów. Tam prawie straciłam poczytalność – tyle wspaniałych, niewielkich przedmiotów do mnie krzyczało, ale ceny trochę odstraszały, a ja byłam na początku mojej zakupowej drogi w NY. Zresztą nie tak łatwo dorzucać bezrefleksyjnie do koszyka miniatury kosztujące po 80 i więcej złotych, dlatego udało mi się dotrzeć do kasjerki z tylko jedną pudrową skuchą.
Nigdy nie byłam zafascynowana kolorówką Kat von D, ale nie wyobrażałam sobie przy okazji wizyty w Stanach nie spróbować jej słynnej matowej pomadki w płynie Everlasting Liquid Lipstick. Wybrałam odcień Double Dare, bo chciałam kupić coś, co będzie miało szansę pojawić się na moich ustach więcej niż raz.
Puder transparentny Lock-It w formacie podróżnym dobrałam, już stojąc w kolejce. Kolejka do kasy w nowojorskiej Sephorze to akurat coś wartego opowiedzenia. Aby dostać się do jednej z kas, musimy przejść przez typowy dla Nowego Jorku wężowy labirynt, a żeby w kolejce milej spędzić czas, wzdłuż naszej trasy porozstawiane są półki z kosmetykami wielu marek dostępnych w Sephorze, tyle że w wersjach podróżnych lub w formie start packów. Tam prawie straciłam poczytalność – tyle wspaniałych, niewielkich przedmiotów do mnie krzyczało, ale ceny trochę odstraszały, a ja byłam na początku mojej zakupowej drogi w NY. Zresztą nie tak łatwo dorzucać bezrefleksyjnie do koszyka miniatury kosztujące po 80 i więcej złotych, dlatego udało mi się dotrzeć do kasjerki z tylko jedną pudrową skuchą.
Na Wall Street zrobiłam ekspresowy przemarsz przez Duane Reade Pharmacy (popularnej sieci należącej do Walgreens), czego najlepszym polskim odpowiednikiem jest Super-Pharm, choć może trochę zmiksowany z Rossmannem, bo jest tam jednak sporo żarcia. Testerów nie było prawie wcale, za to czekały na mnie rzędy idealnie zapakowanych, niemacanych kosmetyków (w tym tusze do rzęs na kartonikach pod plastikową wypraską, które pokazywałam Wam na Instagramie). Tu próbowałam znaleźć na stoisku taniej marki NYC mój ukochany wysuszacz do lakierów, ale wygląda na to, że już go nie produkują. W promocji był krem SuperBB #InstaReady od Physicians Formula, który wzięłam w ciemno, podobnie jak dwie pachnące arbuzami pomadki Milani (testerów niet) w odcieniach 27 Dulce Caramelo i 43 Pretty Natural. Nie wchodziłam głębiej w temat Milani, bo ta marka u nas akurat jest dostępna w internetowej sprzedaży, poza tym mam już ich płynne maty. Myślałam, że któryś z kolorów będzie dobry dla mamy, ale okazało się, że są jaśniejsze, niż wskazywałby na to sztyft, i żaden odcień mamie nie podpasował. Płynną pomadkę NYX Liquid Suede w (podobno trudno dostępnym u nas) odcieniu chłodnego brązu 07 Sandstorm kupiłam ostatniego dnia przed wylotem w Ulta Beauty. Tak ogromnego stanowiska tej marki jeszcze nigdy nie widziałam.
A to moja gromada do brwi. W Macy's kupiłam kredkę i pomadę ABH w odcieniu Taupe (konsultantka przymierzyła do moich brwi pomadę w odcieniu Soft Brown, ale – zgodnie z moimi przewidywaniami – okazał się zbyt ciepły). Easybrow Tinted Fiber Gel od Milani (kolejny taupe) kupiłam w TJ Maxx, po którym spodziewałam się dużo, a okazał się bardzo rozczarowujący, zarówno w dziale kosmetycznym, jak i ubraniowym. Milani nie było planowanym zakupem, ale za niecałe 3$ długo się nie wahałam. Ciekawa jestem, jak wypadnie w porównaniu z moim ulubieńcem Benefit Gimme Brow.
Korektory – tych nigdy za wiele w moich zbiorach. Kupowałam je w dwóch turach: najpierw w Duane Reade Pharmacy wzięłam słynny, niedostępny u nas Maybelline Instant Age Rewind w dwóch najjaśniejszych odcieniach, bo mnie zamroczyło i zapomniałam, że miałam kupić coś, co nazywa się „Neutralizer”. Potem wspomniany Neutralizer odnalazłam w Ulta Beauty. Akurat była promocja: drugi za pół ceny, dlatego do koszyka trafiły dwa egzemplarze. W tym samym sklepie pobiegłam do szafy Tarte, bo wiedziałam, że kultowy wśród ludzi YouTube'a korektor Shape Tape Contour Concealer powstał we współpracy z Ultą i tylko w tej sieci można go dostać. Szafa była pełna testerów, ale po kartonikach z korektorowymi dziewicami ani śladu. Czytałam u StelliLily, że ciężko je dostać, więc bez wiary zapytałam ekspedientkę o mój odcień. Odpowiedziała z uśmiechem, że wszystkie kolory są skitrane przy kasie. Co za ulga + warto rozmawiać.
Gdyby nie resztki niespecjalnie zdrowego rozsądku, wyniosłabym z Sephory większość szafy Hourglass. Wszystko, czego dotknęłam, miało bajkową fakturę i/lub pigmentację, ale na szczęście ceny skutecznie studziły mój zapał. StellaLily poleciła mi bazę matującą Veil Mineral Primer i to był pierwszy punkt na mojej zakupowej liście. Drugim był bajecznie napigmentowany podkład w sztyfcie Vanish Foundation Stick. Długo zastanawiałam się nad odcieniem (oświetlenie w perfumerii nigdy nie pomaga), aż w końcu zaufałam konsultantce, która sprawdziła na mnie trzy kolory i orzekła, że ten jedyny to Alabaster. Aż boję się sprawdzać, co kupiłam. W sephorowym lustrze wyglądał idealnie, ale wiecie, jak jest...
Gdyby nie resztki niespecjalnie zdrowego rozsądku, wyniosłabym z Sephory większość szafy Hourglass. Wszystko, czego dotknęłam, miało bajkową fakturę i/lub pigmentację, ale na szczęście ceny skutecznie studziły mój zapał. StellaLily poleciła mi bazę matującą Veil Mineral Primer i to był pierwszy punkt na mojej zakupowej liście. Drugim był bajecznie napigmentowany podkład w sztyfcie Vanish Foundation Stick. Długo zastanawiałam się nad odcieniem (oświetlenie w perfumerii nigdy nie pomaga), aż w końcu zaufałam konsultantce, która sprawdziła na mnie trzy kolory i orzekła, że ten jedyny to Alabaster. Aż boję się sprawdzać, co kupiłam. W sephorowym lustrze wyglądał idealnie, ale wiecie, jak jest...
Na koniec dwie palety: wymarzona jedynka Lorac PRO i kupiona na spontanie w TJ Maxx The Blushed Nudes z Maybelline. Podobno amerykańskie wersje palet Maybelline różnią się od tych europejskich. Chętnie to sprawdzę. W każdym razie kolory w typie Naked 3 do dziennych makijaży na pewno się przydadzą, tu dodatkowo do zestawu dołączona była czarna kredka, a wszystko w dużej promocji.
Na razie nie rozdziewiczyłam mojego Loraca, bo czeka na sesję zdjęciową, ale to, co wymacałam w Ulcie, sprawiło, że opadła mi kopara. Jeszcze nigdy nie spotkałam tak niesamowicie napigmentowanych, cudownych w dotyku cieni! Czuję, że jedynka nie będzie ostatnia w mojej kolekcji :).
Pewnie dziś zrobiłabym to lepiej, może kupiłabym więcej, a może popłynęłabym w stronę tego, co nieznane. Mimo wszystko w moim wyjeździe nie chodziło o zakupy, tylko o to, by całymi dniami chłonąć atmosferę miasta i cieszyć się tym, że wymarzony Nowy Jork jest Moim Nowym Jorkiem. Przynajmniej przez jeden tydzień.
Jeszcze będąc w Polsce, zdecydowałam, że nawet nie będę patrzeć w stronę półek z pielęgnacją. Te wszystkie butle i słoiki są ciężkie, a my potrzebowaliśmy w bagażu miejsca na ALBUMY! Na Instagramie jedna z Was prosiła o ich pokazanie i pomyślałam, że może to nawet niezły pomysł. Chętnie opowiem Wam o najwspanialszej księgarni na świecie i o tym, co udało nam się stamtąd przywieźć. Planuję jeszcze post na temat samego pobytu w Nowym Jorku: co zobaczyliśmy, co mnie zaskoczyło, co zachwyciło, a co rozczarowało. Do następnego!
Na razie nie rozdziewiczyłam mojego Loraca, bo czeka na sesję zdjęciową, ale to, co wymacałam w Ulcie, sprawiło, że opadła mi kopara. Jeszcze nigdy nie spotkałam tak niesamowicie napigmentowanych, cudownych w dotyku cieni! Czuję, że jedynka nie będzie ostatnia w mojej kolekcji :).
Pewnie dziś zrobiłabym to lepiej, może kupiłabym więcej, a może popłynęłabym w stronę tego, co nieznane. Mimo wszystko w moim wyjeździe nie chodziło o zakupy, tylko o to, by całymi dniami chłonąć atmosferę miasta i cieszyć się tym, że wymarzony Nowy Jork jest Moim Nowym Jorkiem. Przynajmniej przez jeden tydzień.
Jeszcze będąc w Polsce, zdecydowałam, że nawet nie będę patrzeć w stronę półek z pielęgnacją. Te wszystkie butle i słoiki są ciężkie, a my potrzebowaliśmy w bagażu miejsca na ALBUMY! Na Instagramie jedna z Was prosiła o ich pokazanie i pomyślałam, że może to nawet niezły pomysł. Chętnie opowiem Wam o najwspanialszej księgarni na świecie i o tym, co udało nam się stamtąd przywieźć. Planuję jeszcze post na temat samego pobytu w Nowym Jorku: co zobaczyliśmy, co mnie zaskoczyło, co zachwyciło, a co rozczarowało. Do następnego!
Zazdroszczę wyjazdu :) Mnie też się marzy Nowy Jork : ) I czekam na Twoją relację
OdpowiedzUsuńWiesz, od marzeń do rzeczywistości jest bliżej, niż nam się wydaje! :)
UsuńPiękne zakupy... Zazdroszczę zwłaszcza bazy Hourglass <3
OdpowiedzUsuńAch ten Hourglass, naprawdę mogłabym wziąć jeszcze rozświetlacz i puder, i bronzer i... pójść z torbami ;)
UsuńGratuluję opanowania :D na pewno nie było łatwo.
OdpowiedzUsuńCały czas sobie powtarzałam: przecież ja tu jeszcze wrócę, przecież ja tu jeszcze wrócę... ;)
UsuńJa lecę za 20 dni do Nowego Jorku i planuję głównie napad na Victoria's Secret i Bath&Body Works <3 :D
OdpowiedzUsuńOooo, to życzę podobnie udanego wyjazdu jak mój! BBW nie odwiedziłam i żałuję, bo ceny żeli antybakteryjnych są dużo lepsze niż w Polsce. No ale nie da się wszystkiego :)
UsuńJest na czym zawiesić oko.
OdpowiedzUsuńah ile dobroci ❤
OdpowiedzUsuńPrzepiękne nowości <3 Z wypiekami na twarzy śledziłam na instagramie Twoją majówkę :*
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło, Aniu :)
UsuńZa mną chodzi korektor Tarte a Kate będę niedługo miała :P
OdpowiedzUsuńNaprawdę daje radę ten korektor!
UsuńFantatstyczne zakupy! Rzeczywiście w NowymJorku trudno nie stracić głowy ;) Ja bym chyba zbankrutowała ;)
OdpowiedzUsuńMy mieliśmy budżet zakupowy przeznaczony na kosmetyki i na sztukę, więc trzeba to było jakoś dobrze zbilansować. O rety, nie było łatwo!
UsuńNie żałuj palety ABH , kolory owszem są przepiękne i pigmentacja cieni jest wielka ale mam tą paletkę i cienie tak się sypią,że aż nie można w to uwierzyć ! Nie żałuję jej zakupu aczkolwiek rozczarowała mnie ogromnie i nie sięgnę już chyba po kolejną paletę cieni tej marki. Ciekawi mnie czy pojedyncze cienie ABH też tak się sypią ! To może jeszcze sprawdzę . Zazdroszczę kilku perełek i siebie tam nie wyobrażam - dostałabym chyba szału wśród tylu kosmetyków i regałów ! Mam ten minus w sobie - nienawidzę oglądać,muszę kupić :D hah Pozdrawiam gorąco !
OdpowiedzUsuńAch, jak się cieszę, że to napisałaś. Naprawdę to był jeden z moich powyjazdowych smuteczków i zastanawiałam się, czy na pewno dobrze zrobiłam.
UsuńPaletki "The Nudes" z Maybelline to teraz HIT. Moi rodzice byli niedawno w Niemczech i przywieźli dla mnie aż 3 albo i 4 rodzaje tej paletki :D Słyszałam, że faktycznie się różnią od amerykańskich wersji, ale nie mam porównania. Może kiedyś napiszesz coś więcej na ten temat ? Buziaki!
OdpowiedzUsuńTak właśnie sobie myślę, że pewnie kupię w jakiejś promocji paletę w Polsce i porównam. Tę drugą na pewno będę miała komu podarować, bo kolory uniwersalne i śliczne!
UsuńKiedy tylko dowiedziałam, sie że bedę mieszkać w Anglii, powiedziałam sobie. Jess maleńka, w końcu będziesz mieć wszystko, a jak będzie Ci mało, możesz sobie z tej wielkiej amerykańskiej Sephory zamówić. Przyjechałam tu i entuzjazm opadł, bo do czego tu się spuszczać, jak tu wszystko jest na wyciągnięcie ręki. spore promocje to codzienność, kup 2, 3 gratis itd. wchodzę do Bootsa czy innych drogerii, przechodzę alejkami i wychodzę, bo nie wiem co kupić. Dylematy :D. Rozumiem więc Twoje rozterki, fajnie że nie kupiłaś produkty, których naprawdę potrzebujesz :)
OdpowiedzUsuńWiesz, ja właśnie przed wyjazdem byłam pełna obaw, jak to będzie, jak zobaczę te wszystkie wspaniałości, których u nas nie ma. Na miejscu okazało się, że zupełnie inaczej to zadziałało. Mój mózg od razu przestawił się na myślenie, że to są po prostu sklepy pełne marek i promocji dla ludzi, którzy na co dzień tu mieszkają i próba przeniesienia tego "luksusu" do Polski jest zupełnie bez sensu. Postawiłam więc na to, czego naprawdę chciałam. Może niekoniecznie potrzebowałam, bo w PL czekał na mnie mój cały kompletny arsenał, ale przynajmniej wiem, że będę tych kosmetyków używać. Chyba wyrosłam ze zbierania elementów kolekcji :))). Myślę, że otrzeźwiły mnie psujące się kosmetyki.
UsuńWidzę tu moje ulubione korektory 😍😍😍😍
OdpowiedzUsuńczyżby Maybelline? :)
Usuńnawet nie wiesz, jak się zaśliniłam ujrzawszy paletkę Lorac *_* <3
OdpowiedzUsuńwykazałaś się dużą wstrzemięźliwością. podziwiam, bo mi w takich warunkach na pewno puściłyby hamulce :D
No piękna ta paleta, i naprawdę pięknej jakości! Mam nadzieję, że trafił mi się świeży egzemplarz i będzie mi służył dłuuuugo, dłuuuuuuugo. A co do zakupów, też byłam pewna, że tam zwariuję, a stało się coś zupełnie innego. Aż byłam sobą zadziwiona.
UsuńMoje Tarteciątko <3
OdpowiedzUsuńDasz powąchać Loraca? i to na Hu też ?:)
Podziwiam opanowanie Twe Agato, węszę jednak podstęp, że kumulacja chciejstw byłą skupiona gdzie indziej ...pokazuj albumy i w ogóle wszystko!
Wszystko sobie obejrzysz i wymacasz już w ten weekend :D Nie mogę się doczekać!
UsuńA opanowanie przyszło samo. Szokujące, ale prawdziwe.
Ja teeeeż <3 coraz bliżej :)
UsuńAgatoooo czyżby dopadała Cię dojrzałość (kosmetyczna) ...W każdym razie stoję i biję brawo :)
Ooooooh Hourglass i ich rozświetlacze to moje marzenie...
OdpowiedzUsuńDawaj albumy!
Mam nadzieję, że za jakiś czas będę przywozić/przysyłać Ci, co zechcesz!
Mogłaś mi powiedzieć, ZANIM tam pojechałam albo chociaż, KIEDY JUŻ TAM BYŁAM. Ale spoko, może po prostu poproś chłopaka, żeby Ci przywiózł hyhy :D
UsuńWyjazd do NY <3
OdpowiedzUsuńZazdroszczę zarówno wyjazdu jak i możliwości zakupu na żywo tak świetnych kosmetyków...teraz czekam na recenzje :)
Wyjazd był cudowny, jedna z najpiękniejszych życiowych przygód. Recenzje i relacja z wyjazdu na pewno stopniowo będą pojawiać się na blogu, więc zapraszam :)
UsuńCiekawam wszystkiego, więc szybko testuj i nam tutaj pisz co i jak i na co mają frunąć nasze ciężko zarobione monety :DDD
OdpowiedzUsuńhyhyh, no pewnie, na razie wiem, że dla korektora Tarte warto pojechać na nowojorskie zadupie i że palety Lorac są godne zachwytów. Reszta ASAP :D
UsuńJejku, jejku, jaka rozpusta. Ja bym popłynęła przy ABH i Hourglassie, bo mam chęć na kilka rzeczy, a stoisk u mnie brak, a w ciemno nie chcę zamawiać. Kat von D mam u siebie, więc kręci nieco mniej ;)
OdpowiedzUsuńNo widzisz, Ty twierdzisz, że rozpusta, a inne towarzyszki blogerki piszą, że powściągliwość :D
UsuńMnie jakoś ABH przytrzymało ze względnie normalnym ciśnieniem, ale Hourglass... połowę szafy bym wykupiła. Niesamowite są te kosmetyki! Pewnie stopniowo będę ściągać różnymi kanałami te rozmaite frykaski, bo zapowiadały się fenomalnie!
wspaniałe zakupy, ale chyba bardziej zazdraszczam samego pobytu w NY:) Fantastycznie po prostu... czekam na relację z tamtą:)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ciepło
:*
Też mi się wydaje, że sam pobyt był dużo bardziej niesamowity od szaf wypełnionych niedostępnymi u nas kosmetykami :).
Usuńile dobroci! niech Ci wszystko służy :)
OdpowiedzUsuń<3
UsuńOMG ale dużo nowości, gratuluję owocnych łowów ;)
OdpowiedzUsuńKorektor z Maybelline bardzo lubię, używam koloru 03 Fair, wyrzucam tą gąbeczkę i jest super <3
Też już jeden otworzyłam i wywaliłam gąbeczkę, choć potem okazało się, że nie da się jej włożyć ponownie (przynajmniej mnie się nie udało), a jestem ciekawa, jak działa z nią :D
UsuńJeju jakie cuda aż mi szczena opadła i z chęcią też bym sobie coś kupiła. Kat von D w szczególności mnie korci. P.s. Dopiero zauważyłam, że Cię nie obserwowałam, a byłam pewna, że tak. Nie wiem czy blogger coś nie sknocił :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tu jesteś :)
UsuńMatko! Ile cudów! :D To teraz czekamy na recenzje. ;D
OdpowiedzUsuńile kosztowal ten korektor maybellone z gabeczka? daj znac jak sie sprawdza
OdpowiedzUsuńW Ulta Beauty była promocja, więc wyszło 6,74$ za sztukę + podatek (8,5%).
UsuńKupowałam jeszcze w Duane Reade Pharmacy i tam było dużo drożej: 13$ za sztukę (w Ulcie przed promocją kosztowały 9$).
UsuńPytam bo jakiś czas temu pojawiły sie na ezebra za 15 zł i wszyscy byli zdziwieni niska cena także cos tu śmierdzi z ezebra ;)
UsuńSuper zakupy- dokonałabym podobnego wyboru!! Zazdroszczę wyjazdu!
OdpowiedzUsuńAle cudowności, jak ja zazdroszczę *_* Oczywiście tak pozytywnie :)
OdpowiedzUsuńSuper zakupy :) korektor z Maybelline to najlepszy jaki używałam do tej pory :D
OdpowiedzUsuń