Kawaii Maniac wymyśliła sobie taki tag, a ja wymyśliłam, że wezmę udział w jej zabawie. Jakie kosmetyki upiększające lico są mi absolutnie niezbędne do przeżycia w okrutnym świecie powszechnej krytyki i wpędzającego w depresję Photoshopa? – na to pytanie próbowałam sobie odpowiedzieć w tym poście. Tu możecie poczytać o naprawdę minimalistycznym awaryjnym zestawie Kawaii: klik. Mój sprawdził się w warunkach szpitalnych, w jakich przyszło mi spędzić niedawno długi, trudny miesiąc, ale nie ukrywam, że w codziennym, domowym makijażu używam nieco więcej kolorowych pomocników.
Oto, co chwyciłam na szybko, gdy pakowałam siebie i Tomasza na dłuższy pobyt do Centrum Zdrowia Dziecka*:
Na mojej twarzy lądują po kolei:
1. Krem tonujący – akurat padło na Eveline BB Cream 8w1, czyli tani, drogeryjny, udawany krem BB, który bardzo pasuje odcieniem do mojej cery i nie robi problemów przy aplikacji. Nakładany palcem raz dwa załatwia sprawę przebarwień, no i od biedy można go nałożyć bez uprzedniego zagruntowania facjaty kremem nawilżającym. Zanim zaszłam w ciążę, prawie w ogóle nie używałam podkładów. Niestety, po porodzie moja cera bardzo się zepsuła – oprócz wzmożonej produkcji sebum w strefie T, zmagam się też z naczynkami i naprawdę nie jest mi miło patrzeć na samą siebie bez choćby odrobiny kolorystycznych poprawek.
2. Korektor z aplikatorem „błyszczykowym” – w moim zestawieniu jest to Flormar Perfect Coverage w odcieniu, który pierwotnie wydawał mi się o wiele dla mnie za ciemny, ale w praktyce okazało się, że bardzo ładnie stapia się ze skórą (nr 02). Nie zbiera się w załamaniach, a gąbeczkowy aplikator świetnie stempluje okolice pod oczami, nie pozwalając na wylanie na siebie nadmiaru beżowej mazi. Szybko, łatwo i skutecznie.
Tak naprawdę jeśli ma być jakaś wielka kosmetyczna awaria z serii: świat się kończy, na ratunkowym statku kosmicznym jest miejsce tylko na cztery kosmetyki do makijażu, mogłabym zrezygnować albo z kremu tonującego, albo z korektora, ale nie umiem zdecydować, który wywalić z mojego zestawienia, dlatego zostają oba. I pal sześć bibułki matujące – od świecącej gęby jeszcze nikomu nic się nie stało :>.
3. Set do stylizacji brwi – dwuodcieniowy Catrice bardzo mi odpowiada, w dodatku w pudełku ukrywa się też mikroskopijny grzebyk do rozczesywania brwi, maciupki skośny pędzel do aplikacji i nawet minipęseta, jakby ktoś miał ochotę wyrównać sobie to i owo (nie wnikam, jakie owo). Jest dobry do szybkiego make-upu, bo raczej trudno się nim oszpecić. Naturalnie, niezobowiązująco podkreśla moje jasne brwi. No i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wykonać nim prostą operację na powiece.
4. Wodoodporna czarna lub brązowa kredka do oczu – z przyzwyczajenia wrzuciłam do kosmetyczki czarną Yves Rocher – Stylo Regard, którą zachwycałam się na blogu nie raz. Przez lata malowania krechy na dolnej linii wodnej/dolnej linii rzęs tak przyzwyczaiłam siebie i wszystkich wokół do mojego „kreskowego” wyglądu, że mimo iż jestem już oświecona i wiem, że takie malunki bez ostrego makijażu są nieprofesjonalne i w ogóle passe, dalej walę tę kreskę. Ostatnio często wybieram brązową kredkę zamiast czarnej lub podkreślam dół ciemnobrązowym cieniem (no wiecie, rozwijam się ;)), ale w szpitalu nie było o tym mowy, dlatego po staremu było – sruuuuu, trzy sekundy i już mamy podoczne, czarrrrrrne ożywienie.
5. Tusz do rzęs – bez pomalowanych rzęs nie jestem w stanie funkcjonować. Wynika to z dwóch prostych faktów: jestem jasną blondynką i mam jasną oprawę oczu, a poza tym przez lata malowanek i demakijażu rzęsy całkiem spłowiały – końcówki są niewidoczne, reszta ma odcień... szary? Bez podkreślenia ich tuszem wyglądam – delikatnie mówiąc – niewyjściowo i w takiej wersji staram się nigdy nikomu nie pokazywać. Moje rzęsy są dość rzadkie, ale za to długie, dlatego wybieram tusze pogrubiające. Na zdjęciu: Bourjois Beauty Full Volume – tusz pogrubiający, który nie jest zły, ale też niczym nie zachwyca.
6. Bibułki matujące – te od Catrice są bardzo fajne, polecam. Awaryjnie bibułki wygrywają u mnie z pudrem. Nie lubię wbudowanych puszków, które szybko robią się dziadowe, a trudno, żebym przy podstawowym, prędkim makijażu (niech już będzie, że szpitalnym) zasuwała przed lusterkiem z ogromnym pędzlem kabuki. W ostateczności mogłabym zrezygnować z bibułek i nadmiar sebum odciskać w papierowy ręcznik lub rękaw, ale jakoś z bibułkami raźniej iść przez życie.
W moim zestawieniu całkowicie zrezygnowałam z podkreślenia ust, ale wypadałoby dorzucić chociaż pomarańczową wazelinę Flos-Leku (recenzja tu: klik) lub jakiś neutralny, koloryzujący błyszczyk. Mogę jednak żyć bez cudowania przy otworze gębowym, dlatego w moim minimalistycznym zbiorze pominęłam problemy istot wargatych. W moim absolutnym minimum zabrakło też miejsca na konturowanie twarzy, a róż odpuściłam bez wyrzutów sumienia – wystarczy poczekać, aż podkład nieco się zetrze i już możecie podziwiać me piękne, rumiane poliki.
Jestem ciekawa Waszych must-have'ów, dlatego taguję wszystkich, którzy mają ochotę pokazać swój zestaw na kryzysowe czasy.
*nie są to moje ulubione kosmetyki (taka lista powstanie innym razem), tylko takie, które aktualnie były używane.
"walę tę kreskę" ♥ Przypomniała mi się sytuacja z uczelni, jak koleżanka malowała sobie linię wodną niezatemperowaną kredką i mówiła, że lubi sobie je**ć drewnem po oku ;P Wybacz, musiałam się podzielić ;)
OdpowiedzUsuńJa nie potrafiłabym wybrać kryzysowego zestawu, nawet nie próbuję ;P
hehehe, no to ciekawe metody pielęgnacji ma koleżanka, ja nie lubię się "je**ć drewnem", dlatego używam kredki wykręcanej :D
UsuńUmarłam ze śmiechu z tym drewnem:D
UsuńU mnie też głównie wykręcana, ale i tradycyjnego drewna nie brak ;)
UsuńBardzo lubię ten krem BB z Eveline.
OdpowiedzUsuńteż jestem nim miło zaskoczona, sama nie zwróciłabym na niego uwagi, ale teściowa mi poleciła
UsuńU mnie przez całe lato sprawdzał się znakomicie :)
Usuńsama nie wiem co by się u mnie znalazło w takim zestawie... musiała bym pomyśleć.
OdpowiedzUsuńAhahaha nieźle ale ja bez czegoś na ustach bym chyba nie przetrwała! :D
OdpowiedzUsuńja oceniłam zyski i straty i poszłam w te bibułki jednak :D ale moja strefa T naprawdę ocieka tłuszczem, a z ust za chwilę wszystko zjadam, więc trzeba było na coś się zdecydować :)
Usuńwow! Może ja też pracuję sobie zestaw awaryjny? Chociaż mam już zestaw podróżniczy - mogę go wykorzystać.. Tylko jest znaaaaacznie większy ;)
OdpowiedzUsuńMoje kryzysowe towarzystwo to podkład, puder matujący tusz do rzęs i róż. Bez dodatkowej reszty jestem w stanie się obejść. W sumie, to im dalej wiekiem się posuwam, tym bardziej dojrzewa we mnie przekorna, 'już nie młodzieńcza' brawura tłumiąca we mnie lęki przed wychodzeniem z domu bez makijażu :D Wtedy pomagają mi również okulary korekcyjne, których obecność potrafi odciągnąć uwagę od braku rzęs :P
OdpowiedzUsuńmam tak samo mi do szczęścia w kryzysowej sytuacji potrzebny jest tylko podkład, matujący puder i tusz do rzęs, jeśli mam jeszcze 2 sekundy z zapasie to w grę wchodzi też róż do policzków lub bronzer zależy od nastroju ;)
Usuńokulary korekcyjne, no tak! w sumie wzrok mi się ostatnio popsuł, a pani z Firmoo dziś do mnie napisała... ;)
UsuńTen zestaw do brwi od dawna chodzi mi po głowie. Moje traktuję po macoszemu i mam ochotę zimą poświęcić im odrobinę więcej czasu :)
OdpowiedzUsuńjest fajny, może być tylko za słaby dla ciemnowłosych z ciemną oprawą oczu
Usuńja, mimo iż również mam cerę naczynkową, róż uwielbiam. wydaje mi się, że pięknie ożywia cerę :)
OdpowiedzUsuń